Minęły
tylko TRZY dni, a ja mam ciągłą ochotę, aby już coś napisać.
Ustaliłem <tak, sam ze sobą>, że
wpisy będą co około trzy dni.
Czy dużo się zmieniło? Troszeczkę tak. Pojawił się kryzys w przyjaźni. Mam ochotę ją skończyć. Będzie tragicznie, wierzcie mi. ; p Poza tym staram się aktywnie spędzić dane Nam dwa tygodnie ferii. Dzisiaj siostra wyciągnęła mnie na trening siatkówki. <ała> xd
Ogólnie nie było źle. Okazało się, że rzucanie się na podłogę, aby odbić piłkę nie jest takie bolesne. Nie licząc stłuczonego biodra i pozbawionych skóry kolan. : (
Czy dużo się zmieniło? Troszeczkę tak. Pojawił się kryzys w przyjaźni. Mam ochotę ją skończyć. Będzie tragicznie, wierzcie mi. ; p Poza tym staram się aktywnie spędzić dane Nam dwa tygodnie ferii. Dzisiaj siostra wyciągnęła mnie na trening siatkówki. <ała> xd
Ogólnie nie było źle. Okazało się, że rzucanie się na podłogę, aby odbić piłkę nie jest takie bolesne. Nie licząc stłuczonego biodra i pozbawionych skóry kolan. : (
Ale pomijając te „przygody”, dzień zaliczam do grona udanych. xd
Chciałbym dedykować dzisiejszy prolog willow, której
opowiadanie dało mi natchnienie! ; D
***
PROLOG
Ostrożnie przysiadł na skraju łóżka. Po czym puścił czyjąś dłoń.
Ostrożnie przysiadł na skraju łóżka. Po czym puścił czyjąś dłoń.
- A więc to koniec? – zapytał opanowanym
tonem.
Nikt
nie odpowiedział. Z policzka ściekała mu łza. Duża, czysta i szczera. Wiedział,
że nic nie może go uratować. Był już skazańcem. Podparł twarz na rękach i
głośno westchnął.
- To nic pewnego. Być może wkrótce… - zaczął.
- Coś się zmieni? – Rayan przemówił.
Bo
tak właśnie miał na imię. Rayan. Wiek – dziewiętnaście lat. I gdy cały świat
stał dla niego otworem, wszystko musiało przepaść. Mijał już piąty miesiąc od
czasu, gdy doszło do tamtego wypadku. Wypadku, który zmienił wszystko.
- Nie o to chodzi… - złapał go za rękę.
- Ale.. Ja… Ja wszystko doskonale rozumiem. – zaczął Rayan - Wiesz co to oznacza. Nie przetrwamy tego.
Zakończmy to, póki jeszcze czas. – przełknął ślinę.
Atmosfera stawała się
coraz bardziej napięta. Siedzieli obok siebie w zupełnej ciszy. Jak gdyby
wszystko wyparowało. Znikło, zostało pochłonięte. Czas przestał odgrywać
jakiekolwiek znaczenie.
Mięło
kilka minut, gdy gość poderwał się z miejsca. Gwałtownym, ale prawdopodobnie
opanowanym krokiem udał się w stronę drzwi. Trzask.
Minęła
kolejna minuta. Rayan wziął głęboki oddech i delikatnie opadł na poduszkę niewiadomego
koloru. Była chłodna, jakby pozbawiona życia. Wyszeptał tylko jedno słowo - „Żegnaj…”
Chwilę później zapadł w
sen. Nie było w nim nic rzeczywistego. Żadnych kształtów, figur, czy osób.
Jedynie barwy. Kolory różnorodnej maści, które dawały mu poczucie istnienia. Na
jego zewnętrznej powłoce rysował się uśmiech. To dawało mu radość, wyobraźnia
była jedynym miejscem, gdzie mógł to poczuć. Kolory przepełniły cały jego
umysł.
cdn.
***
Ogólnie dzisiejszego dnia już padam. Marzę tylko o ciepłej
herbatce owocowej i zapadnięciu w głęboki sen, który pełny będzie LD. ; )
Na
koniec dorzucę Wam jedną staroć z wakacji:
Więc nie pozostaje nic innego niż się pożegnać, a więc: ¡Hasta la vista!
Charles
Ej, tylko tyle? ;D
OdpowiedzUsuńLiczyliśmy, a przynajmniej ja, na trochę więcej..
Zdjęcie, oczywiście cudowne!
¡Hasta la vista!