środa, 13 lutego 2013

Siemankoooo! ; ) /Ch

Minęły tylko TRZY dni, a ja mam ciągłą ochotę, aby już coś napisać. Ustaliłem  <tak, sam ze sobą>, że wpisy będą co około trzy dni.

Czy dużo się zmieniło? Troszeczkę tak. Pojawił się kryzys w przyjaźni. Mam ochotę ją skończyć. Będzie tragicznie, wierzcie mi. ; p  Poza tym staram się aktywnie spędzić dane Nam dwa tygodnie ferii. Dzisiaj siostra wyciągnęła mnie na trening siatkówki.  <ała>  xd

Ogólnie nie było źle. Okazało się, że rzucanie się na podłogę, aby odbić piłkę nie jest takie bolesne. Nie licząc stłuczonego biodra i pozbawionych skóry kolan. : (

Ale pomijając te „przygody”, dzień zaliczam do grona udanych. xd
Chciałbym dedykować dzisiejszy prolog willow, której opowiadanie dało mi natchnienie! ; D

***
PROLOG

Ostrożnie przysiadł na skraju łóżka. Po czym puścił czyjąś dłoń.
- A więc to koniec? – zapytał  opanowanym tonem.
Nikt nie odpowiedział. Z policzka ściekała mu łza. Duża, czysta i szczera. Wiedział, że nic nie może go uratować. Był już skazańcem. Podparł twarz na rękach i głośno westchnął.
- To nic pewnego. Być może wkrótce… - zaczął.
- Coś się zmieni? – Rayan  przemówił.
Bo tak właśnie miał na imię. Rayan. Wiek – dziewiętnaście lat. I gdy cały świat stał dla niego otworem, wszystko musiało przepaść. Mijał już piąty miesiąc od czasu, gdy doszło do tamtego wypadku. Wypadku, który zmienił wszystko.
- Nie o to chodzi… - złapał go za rękę.
- Ale.. Ja… Ja wszystko doskonale rozumiem. – zaczął Rayan -  Wiesz co to oznacza. Nie przetrwamy tego. Zakończmy to, póki jeszcze czas. – przełknął ślinę.
Atmosfera stawała się coraz bardziej napięta. Siedzieli obok siebie w zupełnej ciszy. Jak gdyby wszystko wyparowało. Znikło, zostało pochłonięte. Czas przestał odgrywać jakiekolwiek znaczenie.
Mięło kilka minut, gdy gość poderwał się z miejsca. Gwałtownym, ale prawdopodobnie opanowanym krokiem udał się w stronę drzwi. Trzask.
Minęła kolejna minuta. Rayan wziął głęboki oddech i delikatnie opadł na poduszkę niewiadomego koloru. Była chłodna, jakby pozbawiona życia. Wyszeptał tylko jedno słowo - „Żegnaj…”
Chwilę później zapadł w sen. Nie było w nim nic rzeczywistego. Żadnych kształtów, figur, czy osób. Jedynie barwy. Kolory różnorodnej maści, które dawały mu poczucie istnienia. Na jego zewnętrznej powłoce rysował się uśmiech. To dawało mu radość, wyobraźnia była jedynym miejscem, gdzie mógł to poczuć. Kolory przepełniły cały jego umysł. 

cdn.

***
Ogólnie dzisiejszego dnia już padam. Marzę tylko o ciepłej herbatce owocowej i zapadnięciu w głęboki sen, który pełny będzie LD.  ; )

Na koniec dorzucę Wam jedną staroć z wakacji:


Więc nie pozostaje nic innego niż się pożegnać, a więc: ¡Hasta la vista!
                                                                                                                                        Charles



1 komentarz:

  1. Ej, tylko tyle? ;D
    Liczyliśmy, a przynajmniej ja, na trochę więcej..
    Zdjęcie, oczywiście cudowne!
    ¡Hasta la vista!

    OdpowiedzUsuń