Witam!
; )
I znów kończy się kolejny tydzień. Czas tak szybko ucieka. Ale jest jeden plus, mogę dodać nowy wpis na blogałkę.
Wena w tym tygodniu niezbyt mi dopisywała, prawdopodobnie jest to spowodowane – olbrzymim bałaganem. Niestety nie mam najmniejszej ochoty go posprzątać, ale chyba jestem zmuszony. xd
Korzystając z okazji chciałbym życzyć wszystkim Czytelniczkom wszystkiego najlepszego z okazji Dnia Kobiet! Wiem, że lekko spóźnione, ale liczy się gest. ; p
Moja ukochana pani od matematyki <JP> oblała połowę klasy, w tym mnie. Więc chyba zostanę dodatkowy rok w licbazie… ; c
W każdym razie serdecznie zapraszam do nowego rozdziału, kiepskiego oczywiście!
***
I znów kończy się kolejny tydzień. Czas tak szybko ucieka. Ale jest jeden plus, mogę dodać nowy wpis na blogałkę.
Wena w tym tygodniu niezbyt mi dopisywała, prawdopodobnie jest to spowodowane – olbrzymim bałaganem. Niestety nie mam najmniejszej ochoty go posprzątać, ale chyba jestem zmuszony. xd
Korzystając z okazji chciałbym życzyć wszystkim Czytelniczkom wszystkiego najlepszego z okazji Dnia Kobiet! Wiem, że lekko spóźnione, ale liczy się gest. ; p
Moja ukochana pani od matematyki <JP> oblała połowę klasy, w tym mnie. Więc chyba zostanę dodatkowy rok w licbazie… ; c
W każdym razie serdecznie zapraszam do nowego rozdziału, kiepskiego oczywiście!
***
Ostatnie
kilka godzin spędził w łazience. Zamknięty, rozmyślający o nadchodzących
wydarzeniach. Widział w nich wybory, dużo wyborów. Wiedział, że zrani wiele
osób, ale nie mógł się już sam oszukiwać. Miał mokre policzki, ale nie wiedział
czy to łzy, a może tylko jego urojenia. Bo przecież każdy by tak
powiedział. Sam uważał, że stracił
poczytalność.
Siedział osunięty na ciemnych kafelkach, gdy pierwsze promienie słońca wdarły się przez żaluzje. Opierał się o drzwi, jednak głowę miał pochyloną do przodu. Nogi rozjeżdżały się w każdą możliwą stronę. Sprawiał wrażenie otumanionego.
Błądził wśród wielu myśli. Najróżniejszych. Przy tych dużych , ale także tych mniejszych – tych nic nieznaczących. Jednak zatrzymał się przy naprawdę wpływowej. Tej, która bezpowrotnie zmieniła jego życie.
Była to historia, jak historia. Dla każdego napisana indywidualnie, w sposób szczególny. Nigdy nie możemy być bowiem pewni dnia jutrzejszego. A decyzje nasze do końca będą nam towarzyszyć.
Był to styczniowy chłodny wieczór, dzień po urodzinach Rayan’a. Wrócił z treningu, nie mógł sobie znaleźć miejsca. Unikał też rodziców, a także brata, trzymał się na uboczu. Tak było już od dłuższego czasu. Siedział na parapecie zastanawiając się nad sobą, jego prawdziwym ja. Na plecach czuł zimny przeszywający go wiatr przedostający się przez okno.
Śnieg otulił już całą najbliższą okolicę. Opad intensywnie zwiększał się, temperatura wciąż spadała. Wynosiła ona -11 stopni Celsjusza. Rayan spoglądał w dal. W odległe zaspy, szukając ucieczki. Wiedział, że musi w końcu się przełamać. Powiedzieć. Kłamstwo nie wchodziło już dłużej w grę. Rozmyślanie przerwał mu dźwięk sms’a. Przeczytał go. Zbladł.
W pewnym momencie znalazł w sobie ogromną siłę. Impuls. Gorycz przepełniła go. Podbiegł do szafy i energicznie wysunął starą drewnianą skrzyneczkę. Wziął z niej wszystkie oszczędności. Od dawna czekał na ten moment. To po to je zbierał. Nie było tego dużo. Niecałe pięćset funtów. Przysiadł na łóżku i zaczął przeliczać pieniądze na nowo. Sam nie wiedział, czy miał nadzieję na cudowne rozmnożenie… a może. Zresztą nie zajęło mu to długo. Pogrążony w liczeniu, stracił czujność.
- Znów wśród czterech ścian, braciszku… - stał w drzwiach.
Rayan starał się opanować rosnącą w nim złość.
- Lucas… - wyszeptał.
- Jak zwykle nie potrafisz zrobić nic ze swoim życiem. – kpiący uśmieszek pojawił się na jego twarzy.
- Tak… Za to ty jesteś idealny. Jak zawsze…
Zamknął skrzyneczkę, po czym przygryzł wargę. Zwolnił oddech. Odruchowo wstał i odwrócił się w jego stronę. Lucas, wielki Lucas. Idealny, duma rodziny. Istne dziecko doskonałe. Był o cztery lata starszy od Rayan’a, studiował prawo. Miał wszystko o czym zamarzył, nie liczył się z innymi. Zawsze znajdował się w centrum towarzystwa. Wszyscy mu zazdrościli. Jednak Rayan nie potrafił sobie z tym poradzić, zawsze był odstawiany na boczny tor. Pozostawiony sam sobie.
Nie do końca sam się rozumiał. Przez większość czasu samotność była jego przyjacielem. Jednak z biegiem czasu wszystko się zmieniło. Brakowało mu czegoś prawdziwego, namacalnego, a także bliskiego.
Od początku szkoły średniej starał się znaleźć przyjaciół, a nawet zwykłych kolegów. Jednak wszystkie jego starania kończyły się niczym. Nie potrafił nic z tym zrobić. A jego odmienność była dla niego przeciwnikiem.
- … Uwielbiany. Mam tego dość. – zaczął - Po prostu wyjdź!
- Nigdy się nie zmienisz – powiedział zamykając drzwi za sobą.
Rayan z każdą minutą był pewniejszy swojego wyboru. „A więc wszystko zaplanowane…” – pomyślał. Bez pośpiechu założył czarny płaszcz i udał się schodami na parter. Kilka chwil potem stał już przed rodzicami. Ze łzami w oczach, starał się wydać z siebie jakikolwiek dźwięk. Z przerażeniem spoglądali na niego, a on zaczął wycofywać się.
- Jestem taki słaby… - wyszeptał.
W tym momencie odwrócił się i pośpiesznie skierował się w stronę wyjścia.
- Przepraszam. - powiedział niepewnym głosem.
Po raz ostatni odwrócił się w ich stronę, aby zapamiętać ich twarze. Lucas w tamtym momencie stał na schodach z szyderczym uśmiechem.
Wtedy ruszył w swoją podróż. Zdany jedynie na siebie. A oni na stali na tarasie i przyglądali się jak Rayan znika w puszystym srebrnym puchu.
Na twarzy Rayan’a pojawił się uśmiech. Wszystko wydawało się snem, pięknym. Ukazującym wolność. Jednak teraz wrócił do życia. Podniósł się z zimnej powierzchni łazienki i pewnym krokiem wyszedł na korytarz. Stanął przed frontowymi drzwiami, wziął głęboki, ale pewny oddech. Po czym oddalił się z tego miejsca.
Siedział osunięty na ciemnych kafelkach, gdy pierwsze promienie słońca wdarły się przez żaluzje. Opierał się o drzwi, jednak głowę miał pochyloną do przodu. Nogi rozjeżdżały się w każdą możliwą stronę. Sprawiał wrażenie otumanionego.
Błądził wśród wielu myśli. Najróżniejszych. Przy tych dużych , ale także tych mniejszych – tych nic nieznaczących. Jednak zatrzymał się przy naprawdę wpływowej. Tej, która bezpowrotnie zmieniła jego życie.
Była to historia, jak historia. Dla każdego napisana indywidualnie, w sposób szczególny. Nigdy nie możemy być bowiem pewni dnia jutrzejszego. A decyzje nasze do końca będą nam towarzyszyć.
Był to styczniowy chłodny wieczór, dzień po urodzinach Rayan’a. Wrócił z treningu, nie mógł sobie znaleźć miejsca. Unikał też rodziców, a także brata, trzymał się na uboczu. Tak było już od dłuższego czasu. Siedział na parapecie zastanawiając się nad sobą, jego prawdziwym ja. Na plecach czuł zimny przeszywający go wiatr przedostający się przez okno.
Śnieg otulił już całą najbliższą okolicę. Opad intensywnie zwiększał się, temperatura wciąż spadała. Wynosiła ona -11 stopni Celsjusza. Rayan spoglądał w dal. W odległe zaspy, szukając ucieczki. Wiedział, że musi w końcu się przełamać. Powiedzieć. Kłamstwo nie wchodziło już dłużej w grę. Rozmyślanie przerwał mu dźwięk sms’a. Przeczytał go. Zbladł.
W pewnym momencie znalazł w sobie ogromną siłę. Impuls. Gorycz przepełniła go. Podbiegł do szafy i energicznie wysunął starą drewnianą skrzyneczkę. Wziął z niej wszystkie oszczędności. Od dawna czekał na ten moment. To po to je zbierał. Nie było tego dużo. Niecałe pięćset funtów. Przysiadł na łóżku i zaczął przeliczać pieniądze na nowo. Sam nie wiedział, czy miał nadzieję na cudowne rozmnożenie… a może. Zresztą nie zajęło mu to długo. Pogrążony w liczeniu, stracił czujność.
- Znów wśród czterech ścian, braciszku… - stał w drzwiach.
Rayan starał się opanować rosnącą w nim złość.
- Lucas… - wyszeptał.
- Jak zwykle nie potrafisz zrobić nic ze swoim życiem. – kpiący uśmieszek pojawił się na jego twarzy.
- Tak… Za to ty jesteś idealny. Jak zawsze…
Zamknął skrzyneczkę, po czym przygryzł wargę. Zwolnił oddech. Odruchowo wstał i odwrócił się w jego stronę. Lucas, wielki Lucas. Idealny, duma rodziny. Istne dziecko doskonałe. Był o cztery lata starszy od Rayan’a, studiował prawo. Miał wszystko o czym zamarzył, nie liczył się z innymi. Zawsze znajdował się w centrum towarzystwa. Wszyscy mu zazdrościli. Jednak Rayan nie potrafił sobie z tym poradzić, zawsze był odstawiany na boczny tor. Pozostawiony sam sobie.
Nie do końca sam się rozumiał. Przez większość czasu samotność była jego przyjacielem. Jednak z biegiem czasu wszystko się zmieniło. Brakowało mu czegoś prawdziwego, namacalnego, a także bliskiego.
Od początku szkoły średniej starał się znaleźć przyjaciół, a nawet zwykłych kolegów. Jednak wszystkie jego starania kończyły się niczym. Nie potrafił nic z tym zrobić. A jego odmienność była dla niego przeciwnikiem.
- … Uwielbiany. Mam tego dość. – zaczął - Po prostu wyjdź!
- Nigdy się nie zmienisz – powiedział zamykając drzwi za sobą.
Rayan z każdą minutą był pewniejszy swojego wyboru. „A więc wszystko zaplanowane…” – pomyślał. Bez pośpiechu założył czarny płaszcz i udał się schodami na parter. Kilka chwil potem stał już przed rodzicami. Ze łzami w oczach, starał się wydać z siebie jakikolwiek dźwięk. Z przerażeniem spoglądali na niego, a on zaczął wycofywać się.
- Jestem taki słaby… - wyszeptał.
W tym momencie odwrócił się i pośpiesznie skierował się w stronę wyjścia.
- Przepraszam. - powiedział niepewnym głosem.
Po raz ostatni odwrócił się w ich stronę, aby zapamiętać ich twarze. Lucas w tamtym momencie stał na schodach z szyderczym uśmiechem.
Wtedy ruszył w swoją podróż. Zdany jedynie na siebie. A oni na stali na tarasie i przyglądali się jak Rayan znika w puszystym srebrnym puchu.
Na twarzy Rayan’a pojawił się uśmiech. Wszystko wydawało się snem, pięknym. Ukazującym wolność. Jednak teraz wrócił do życia. Podniósł się z zimnej powierzchni łazienki i pewnym krokiem wyszedł na korytarz. Stanął przed frontowymi drzwiami, wziął głęboki, ale pewny oddech. Po czym oddalił się z tego miejsca.
cdn.
***
***
Mleko
w szkole… why not? xd
Wczoraj
mieliśmy „noc filmową” w szkole < szczegół, że od 18:30 do 1:00>. Ale
pomiajając te trefne godziny, było całkiem miło. Obejrzeliśmy: Jestem Bogiem, Egzorcyzmy
Emily Rose i Incepcje oraz komedię niespodziankę.
Najgorszy
szczegół to ten, że oparte na faktach autentycznych. A Wy uważacie, że opętanie
jest możliwe, a może to tylko choroba psychiczna? Chętnie poznam Wasze zdanie...
Trzymajcie się! ; >
Trzymajcie się! ; >
Charles
Ciekawe gdzie się podzieje. Pięćset funtów to nie tak mało, ale mimo wszystko za długo to on na tym w Anglii nie wyżyje. Jestem bardzo ciekawa co dalej, bo ten chłopak ma naprawdę przekichane. I taki starszy braciszek, no nic tylko pogratulować <_< Czekam z niecierpliwością na następny rozdział, bo każdy kolejny jest ciekawszy :) Co do opętania to w sumie sama nie wiem... nie interesuję się takimi sprawami, ale kto wie, różne rzeczy się zdarzają.
OdpowiedzUsuńNowy rozdział u mnie, zapraszam!
www.disenchanted-prince.blogspot.com
*O*
OdpowiedzUsuńNormalnie...WoW!
zaskoczyłeś mnie.
Współczuje mu. :C
Żeby mieć takiego brata...
Wróć, to nawet nie był brat, bo rodzeństwo mimo wszystko powinno sobie pomagać. ;C
Ja jak miałam noc filmową, to potem siedziałam tydzień chora w domu. :D
I współczuje z powodu nauczycielki. ;[
Pozdrawiam. ;)
Ps.
Dziękuje za życzenia i tobie też wszystkiego najlepszego z okazji jutrzejszego dnia mężczyzn. ;]
Nie wiem dlaczego, ale z każdym kolejnym rozdziałem coraz bardziej widzę w sobie coś z Rayan'a. Czy to dobrze, nie mam pojęcia.
OdpowiedzUsuńMoże te opowiadania pozwolą mi odkryć samego siebie. xd